10.05.2011
3.05.2011
K.K. Baczyński
Wieczory
Nie wystarczy nas na to milczenie
i płacz za umarłym czasem.
Rosną na ścianie, w ogień schodzą cienie.
Obce przeszły, zostały nasze.
Jak zwierzęta łaskawe u ognia mrucząc
otulą nas w futro, nim je wchłonie
noc wargami spalona i sen,
nim ich nie zdejmą nagie dłonie.
I zamyślenie tylko jest, a łez
nie będzie, nim się nie odnowi
w ruinach kwiat, a w ciele człowiek
i pod stopami śniegu chrzęst.
III 42 r.
Rorate coeli
Spuście rosę, niebiosa, duchy nieobjęte,
i sztaby blasku białe, zwiastujące pieśni,
żeby, co żyje - życiem nie było przeklęte
i stało się jak światło w ciele - nie cielesne.
Spuśćcie rosę, niebiosa, fale mórz złotawe
i szczerość oczu, która jak zwierzęca - czysta,
a jeśli dzień - niech rośnie jak kolumny trawa,
a jeśli noc - niech będzie już noc wiekuista.
Spuśćcie rosę, niebiosa, rozróżnienie czynów,
i krople takie jasne, by koroną było
to, co jest nazywane za potęgę - miłość
i przez niedopełnianie pozostaje winą.
Spuśćcie rosę, niebiosa, fale mórz złotawe
na głowy pochylone, by to, co jest mądrość,
nie odchylało na dół jak po płatku płatek
ludzi do głuchych studni i pożogi lądów.
Spuśćcie rosę, niebiosa, aby elementy,
które są ku świętości, uczyniły świętym
i podsycane duchów płomieniem, powstały
jak łodygi wzrastania i owoce chwały,
a opadając liśćmi zwycięstwa jak złoto,
lot uczyniły dla nas albo nas dla lotu.
Wielkanoc 42 r.